poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział III

    Te wszystkie dni skłoniły mnie do refleksji nad sobą samą, otaczającym mnie światem i ludźmi. Zaczęłam tak bardzo doceniać to co prawdziwe i szczere, ustabilizowane i poukładane. Wiedziałam, że teraz tak łatwo nie zaufam ludziom i tak szybko nie obdarzę ich mianem przyjaciela. Życie jak widać potrafi pisać różne scenariusze, niekiedy nawet takie, które nie przeszłyby nam przez myśl.
Prawdziwa stabilizacja i szczera więź - czułam, że to co uważałam za najcenniejsze - straciłam. W sercu przepełniał mnie smutek, żal i rozpacz. Tak wiem to przecież oni, przygarnęli mnie pod swój dach, otoczyli opieką, miłością i wychowali. Naprawdę doceniam to, ile dla mnie zrobili i poświęcili. Ale to również oni, okłamywali i oszukiwali przez tyle lat. Nie jest rzeczą prostą zaakceptowanie takiego faktu czy chociażby wymazanie z życiorysu. 
Czyż nie prościej byłoby spokojnie i szczerze porozmawiać? Wyjaśnić całą sprawę z przeszłości i powiedzieć mi o istnieniu mojej bliźniaczej siostry? Dziś, nie doszłoby do jej zniknięcia i wspólnej rodzinnej tragedii. Co ona teraz przeżywa? Przez co przechodzi? Lęk, strach i niepewność przed każdym dniem. Co się z nią teraz dzieje? Gdzie jest? Dręczyły mnie pytania, na które nie byłam w stanie sobie odpowiedzieć. To było najgorsze. Ubolewałam, że nie mogę jej pomóc. 
   Nastał kolejny październikowy dzień. Pogoda tego dnia była pochmurna i mglista. Otworzyłam okno, by wpadło do pokoju trochę rześkiego powietrza. Byłam strasznie niewyspana. Spałam zaledwie cztery godziny. Cała noc minęła na rozmyślaniu jak rozwiązać całą sytuację.
   Pomimo, że zapewniałam Patrycję, że dziś nie pojawię się w szkole, postanowiłam jednak pójść. Nie miałam ochoty nigdzie się szwędzać i to jeszcze w taką beznadziejną pogodę. A pozostać w domu? To nie możliwe, matka zaraz by mnie wyganiała i kazała iść do szkoły. Wolałam już iść dla świętego spokoju. Zawsze w gronie znajomych jakoś czas szybciej płynie. Nie wiedziałam jednak, czy dobrze robię, że idę do szkoły. Byłam nieprzygotowana tego dnia. Nie zainteresowałam się nawet zaległościami ze wczorajszego dnia, których na pewno było mnóstwo. No tak wczoraj czwartek, czyli dwa polskie. Wiedziałam, że dużo straciłam, ale nie zamierzałam płakać z tego powodu. Zawsze polskiego nie lubiłam i do tego jeszcze to babsko. Postanowiłam olać wszystko i iść na spontana. Liczyłam na fart i szczęście, że nikt mnie nie zapyta, ani nikt nie będzie wymagał przeczytania mojej pracy domowej. Nie zamierzałam spowiadać się nauczycielom z moich problemów i kłopotów jakie w tym czasie miałam. 
   Podeszłam do szafki z ubraniami, wyciągnęłam z niej jasne, obcisłe jeansy i biało-czarną bluzkę w paski. Wzięłam potrzebne rzeczy i udałam się z nimi do łazienki. Przemyłam twarz i umyłam zęby. Ubrałam się w te rzeczy, które ze sobą wzięłam. Gdy byłam już gotowa, zrobiłam sobie jeszcze szybki makijaż i rozczesałam swoje, długie czarne włosy. Wszystko poszło w miarę sprawnie. Wyszłam z łazienki, spakowałam jeszcze szybko kilka zeszytów i książek, chwyciłam w biegu torebkę i zbiegłam po schodach na dół. Nie chciałam nic jeść, ponieważ nie miałam akurat tego ranka apetytu. Nałożyłam na siebie granatową kurtkę z kapturem, beżowy komin i nałożyłam na nogi czarne kozaki. Będąc już całkowicie gotowa, wyszłam na autobus. Szłam na przystanek niecałe pięć minut. Po chwili przyjechał autobus, w którym wyjątkowo było mało ludzi. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, a swój wzrok skierowałam na szybę. Chciałam się jakoś rozbudzić i włączyłam sobie przez słuchawki muzykę. Pierwsza lepsza piosenka - Ed Sheeran - Thinking Out Loud. Słowa tej piosenki rozbrzmiewały w moich uszach :

So honey now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
Maybe we found love right where we are

   Po niecałych dziesięciu minutach byłam już na miejscu docelowym, gdzie kończyła się moja podróż. Był to dworzec PKS. Zdjęłam z uszu słuchawki, które włożyłam do kieszonki i wysiadłam z autobusu, idąc w kierunku szkoły. Szłam przez wiadukt, obok pobliskich sklepów i budynków mieszkalnych. W końcu po niecałych piętnastu minutach byłam w szkole. Udałam się jeszcze do szatni, aby zmienić obuwie. Zdjęłam swoje kozaki na białe trampki. Kurtę powiesiłam na wieszaku i poszłam w kierunku klasy, w której miałam mieć pierwszą godzinę lekcyjną. Nieszczęsna lata 18 i polski z moją wychowawczynią. To była kobieta, której tak bardzo nie lubiłam. Zresztą jej się nie dało lubić. Cały czas odkąd pamiętam była osobą oschłą, surową i zimną. Uśmiech na jej twarzy? To rzecz niemożliwa. Cały czas była ponura i poważna. Chciałam unikać jak tylko możliwe rozmów z nią i wszelkich nieporozumień. Uczeń, gdy staje z nią na polu bitwy, najczęściej ponosi porażkę. Zdarza się, że jest strasznie chamska. Ale przecież, nie muszę każdego nauczyciela lubić.
Udałam się po schodach na drugie piętro. Pod osiemnastką siedziała Majka. Była to dziewczyna bardzo sympatyczna, życzliwa i pomocna. Zawsze czuć było od niej dobro i ciepło. Jest osobą dość niską i bardzo szczupłą. Zawsze dużą osobą przywracała do swojego wyglądu. Blondynka o nieskazitelnej cerze i pięknych, niebieskich, wyrazistych oczach.
- Hej Wikusia - na powitanie wstała i przytuliła mnie w swoje smukłe, dziewczęce ciało.
- Hej - odpowiedział i delikatnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam by ktokolwiek w szkole wiedział o moich problemach oprócz Patrycji. Postanowiłam udawać, że wszystko jest okej.
- Umiesz na sprawdzian? - rzuciła dziewczyna, która co chwilka zerkała w zeszyt, powtarzając materiał z ostatnich dwóch lekcji.
- Jaki sprawdzian? - zdziwiłam się po usłyszeniu słowa "sprawdzian". Zerknęłam do jej zeszytu i zauważyłam mnóstwo nowych rzeczy o których nie miałam zielonego pojęcia.
- No z ostatnich lekcji - wytłumaczyła i przekartkowała swój zeszyt, pokazując dokładnie z czego to ma być.
- Nic nie umiem - powiedziałam zawiedziona. Zresztą choćbym wiedziała, jestem przekonana, że nie przygotowałabym się należycie do tej pracy pisemnej. Nie miałabym na to głowy. Szczerze liczyłam, że może Patrycja będzie coś umiała i mi pomoże zaliczyć chociaż na jakąś dwóje.
- Zawsze coś napiszesz - pocieszała mnie Maja.
- Jestem zielona - powiedziałam w kierunku dziewczyny, a moją uwagę przykuła jasno-zielona ściana - ooo taka zielona - wskazałam na zieloną ścianę, która była przed nami.
   W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję, a cała klasa zaczęła się powoli schodzić pod osiemnastkę. Oczywiście szanowna pani Posoborowa zaraz po usłyszeniu dzwonka nie mogła postąpić inaczej, aniżeli wyjść z pokoju nauczycielskiego. Nie mogła spóźnić się pięciu minut. Minuta to i tak dużo, jak to kiedyś określiła. Z niechęcią spoglądałam na tę kobietę, która zmierzała w moim kierunku. Podeszła do drzwi i je otworzyła, wpuszczając wszystkich do środka. Zajęłam swoje ukochane miejsce, w środkowym rzędzie i ostatniej ławce, by być jak najdalej tej kobiety. Nagle do klasy wparowała Patrycja, która się spóźniła chwilkę i wyraźnie ucieszyła się widząc mnie siedzącą w klasie.
- ooo, co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona moją obecnością dziewczyna, która właśnie siadała obok mnie na krześle.
- Oto jestem - szepnęłam do ucha Patrycji.
- To git majonez - puściła w moim kierunku swoje niebieskie oczko i wyciągnęła z torby zeszyt i książkę od j. polskiego.
- Ale jestem nie do życia - rzekłam i położyłam swoją torbę na kolanie, chcąc wyjąć polski. Niestety w mojej torbie nie znajdowała się ani książka ani zeszyt. Wiedziałam, że jak Posoborowa się skapnie, będzie nieciekawie.
- Kuźwa, zapomniałam wszystkiego - przygryzłam dolną wargę i oczekiwałam na odpowiedź swojej koleżanki .
- Fiu fiu - zaśmiała się i poklepała mnie zabawnie po ramieniu - nic nie nie mar...- nagle jej wypowiedź, przerwała profesorka.
- Masz coś nam do powiedzenia Patrycja i twoja leniwa koleżanka? - padły z ust nauczycielki owe słowa. Spojrzałam zdziwiona na Patrycję, która wyraźnie nie wiedziała co ma powiedzieć. Ja byłam przyzwyczajona do jej docinków, które mnie zawsze spotykały.
- Przepraszam za Patrycję - wstałam z krzesła i spojrzałam na początku na najstarszą osobę w tej klasie, a za chwilkę swój wzrok przekierowałam na Patrycje, że już nic więcej nie musi mówić. - a ja łaskawie chcę panią poinformować, że nie jestem leniwa - dorzuciłam do wcześniejszych słów. Niekiedy te jej docinki, strasznie mnie wkurzały i wyprowadzały z równowagi. Wiedziałam, że ona jest nauczycielką i że nie mogę sobie pozwolić na szczerą opinię, musiałam się hamować, ale przecież ona, też musi uważać na to co mówi.
- Nie jesteś leniwa? - powtórzyła słowa które ja wcześniej powiedziałam - a jaka może ambitna? - rzuciła z ironią.
- Może i nie jestem kujonkom ale się staram - w tej chwili podniosłam ton swojej wypowiedzi.
- Wiki, siadaj - szepnęła Patrycja. Chciała, żebym uniknęła starcia z Posoborową.
- Starania sobie wymyśliła - popatrzyła na mnie z pogardą i tę niechęć też słyszałam w jej głosie.
- Coś jeszcze? - uderzyłam ręką o ławkę ze zdenerwowania. Akurat po wczorajszym dniu, łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. - ja też mogłabym dużo powiedzieć na pani temat - dorzuciłam bez jakiegokolwiek zastanowienia.
- Do dyrektora proszę! - krzyknęła i podeszła w moim kierunku.
- Ale pani profesor - powiedziałam delikatnym głosem, chcąc się wywinąć się z tej sytuacji, by nie zawitać w gabinecie u dyrektora.
- Nie dyskutuj - narzuciła nauczycielka - wstawaj!
- Już, już - z niechęcią wstałam i wyszłam wraz z nauczycielką z klasy. Przez cały czas, nie odzywałam się do niej, ani też nie spoglądałam na jej twarz. Swój wzrok skierowałam na podłogę. Tak bardzo nie chciałam iść do dyrektora. To był mój pierwszy raz. Zawsze trzymałam swoje emocje w sobie.
- Dzień dobry - przywitała się nauczycielka z dyrektorem - przyprowadzam do pana uczennicę, która nie ma do mnie szacunku - starała się uzasadnić swoją wizytę z uczennicą.
- Ale jak to Wiktoria? - zdziwił sie wyraźnie, tym co powiedziała kobieta na mój temat.
- Tak, Wiktoria - odpowiedziała.
- Jak pani to uzasadni? - starał się wyjaśnić całą sprawę dyrektor, który cały czas nie mógł uwierzyć w to, co nauczycielka zarzuca swojej uczennicy. Tym bardziej, że z Wiktorią nigdy nie było żadnych kłopotów.
- Uderza z całej siły ręką o ławkę, zadaje mi ironiczne pytania, nie nosi książek i zeszytów, rozmawia z koleżanką podczas gdy ja prowadzę lekcję, odnosi się wulgarnie.. - zaczęła wymieniać.
- Ale to nie prawda! - powiedziałam oburzona, słuchając bredni których wygaduje na mój temat, chcąc mnie upokorzyć.
- Wymyśliłam to sobie? - podniosła znacząco ton głosu kobieta.
- Tak, właśnie tak - rzekłam ze wściekłością i mimo wszystko starałam się uspokoić, by dyrektor nie wierzył tej kobiecie.
- W ten sposób niczego się nie dowiem - przerwał sprzeczkę obu pań dyrektor.
- Niech już pani idzie na lekcje - narzucił kobiecie zadanie - A ty Wiktoria zostań jeszcze ze mną.
- Dobrze, idę już - odrzekła i wyszła z gabinetu dyrektora nauczycielka języka polskiego.
- Wiktoria, możesz mi to wszystko wytłumaczyć - siedzący mężczyzna przy swoim biurku spojrzał w moim kierunku i oczekiwał na odpowiedź.
- O nic panie dyrektorze nie chodzi - starałam się wytłumaczyć. - pani Posoborowa się na mnie uwzięła - zarzuciłam.
- To jest niemożliwe - wykluczył moje słowa mężczyzna.
- Nikt mi w tej szkole nie wierzy - powiedziałam załamana i w tej chwili miałam już wszystkiego dość. Wybiegłam z gabinetu dyrektora i postanowiłam nie wracać już na dalsze lekcje, ale jechać do domu. Udałam się do szatni, zmieniłam buty na kozaki i wybiegłam ze szkoły. Szłam szybkim krokiem w kierunku dworca PKS. Do następnego busa zostało mi dwadzieścia minut. Przechodziłam obok mnóstwo sklepów: meblowych, odzieżowych i spożywczych. Po niecałych dziesięciu minutach byłam już na dworcu, gdzie stało dużo różnych busów. Po chwili podjechał również i mój, którym miałam jechać. Była godzina przed dziewiątą - tak wcześnie, jeszcze nigdy nie kończyłam. Wsiadłam do busa i po niecałych piętnastu minutach jazdy wysiadłam pod domem.
   Była godzina po dziewiątej, więc nikogo w domu nie było. Siostra w swojej szkole, mama i tata w pracy, więc free time i wolna chata. Nie miałam jakoś szczególnie ochoty na muzykę i tańce. Nie wiedziałam co będę robić w domu i jak spędzę ten wolny czas. Wyjęłam kluczę z torebki i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, zdjęłam buty i płaszcz, który zarzuciłam na wieszak. Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z jej łyżeczkę. Siadłam przy stole i zaczęłam jeść moje śniadanie. Po kilku chwilach podeszłam do szafki i chciałam wywalić kubek. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Byłam pewna, że to listonosz. Kubek odłożyłam ponownie na stół i otworzyłam drzwi. Od razu ktoś zasłonił mi oczy i zaciągnął mnie po schodach do góry. Było ich dwóch, obydwaj zamaskowani. Jeden z nich przycisnął mnie do ściany.
- Druga siostrzyczka - powiedział pełny radości zadowolenia mężczyzna trzymający mnie przy ścianie.
- Weź mnie puść! - krzyknęłam nie wiedząc co robić. Broniłam się i wierciłam na wszystkie możliwe strony, lecz byłam bezsilna byłam sama a ich było dwóch. Do moich oczu napłynęły łzy, które co chwila spływały po rozgrzanych policzkach.
 - Grzeczniej dziewczynko - wypowiedział drugi z nich, który podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz z całej siły.
- Czego ode mnie chcecie - zdołałam wydusić z siebie i spojrzałam przerażona na dwóch typków, których twarzy nie widziałam jedynie tylko posturę.
- Masz odwołać policje - zażądał.
- No ale... - przerwałam.
- Nie ma żadnego ale - wyrzucił z siebie ze złością i drugi raz zostałam uderzona w twarz.
- Okej - rzekłam bez zastanowienia, chcąc się jak najszybciej uwolnić od tych dwóch, będąc przyciśnięta do ściany.
- Pamiętaj - pogroził palcem mężczyzna - wiemy gdzie mieszkasz - dodał drugi z nich.
- Gdzie jest Sara? - narzuciłam pytanie.
- Milcz malutka - zatkał moją smukłą twarz swoją silną dłonią która była w czarnej, skórzanej rękawicy i mocno ścisnął. Brakowało mi w tamtej chwili powietrza. Oddychało mi się strasznie ciężko. Myślałam, że umrę. Nigdy nie byłam tak przestraszona. Próbowałam się jakoś bronić i tak bardzo potrzebowałam chociaż odrobiny powietrza. Jedną rękę próbowałam odepchnąć jego dłoń. Byłam roztrzęsiona i sparaliżowana ich obecnością w moim domu. Yyymhh próbowałam wydusić coś będąc przyciśnięta jego dłonią.
- Dobra puść ją - zaproponował. Ten drugi puścił rękę z mojej twarzy i ust. Nareszcie poczułam przepływ powietrza, którego w tamtej chwili tak bardzo mi brakowało.
- Pamiętaj o czym rozmawialiśmy - pogroził podnosząc ton głosu mężczyzna. W tamtej chwili nic nie odpowiedziałam a łzy zaczęły spływać z moich oczu. Mężczyźni zbiegli szybko ze schodów i trzasnęli za sobą drzwi. Dotknęłam delikatnie swojej twarzy, która była strasznie obolała. Przez firankę zdołałam jeszcze zauważyć czarne BMW z przyciemnianymi szybami, był to samochód którym przyjechali. Pobiegłam szybko do łazienki, zmoczyłam ręcznik i delikatnie przyłożyłam zimną wodą miejsca, które tak bardzo mnie bolały. Zleciałam szybko na dół i zamknęłam drzwi na klucz - na wypadek, gdyby chcieli wrócić.
   To byli oni. To byli ci bandyci, o których była mowa w internecie. Skąd wiedzieli, że ja tutaj mieszkam? Teraz nie będę miała życia. Mają mój adres, mają mnie w garści. Było ich dwóch. Pytanie - a gdzie ten trzeci? A co jeśli będą mnie gnębić i prześladować? Może to Sara im powiedziała, bo ją szantażowali? Tak bardzo się boję, że wrócą.


____________________________________________
I mamy już, rozdział trzeci. 
Dziękuje Wam, za cenne rady i komentarze. Proszę o jeszcze więcej!
Nie jest ich dużo, ale naprawdę doceniam to, że piszecie swoje myśli i odczucia. To naprawdę dużo mi daje i przynajmniej wiem, dla kogo pisze.
Jak się okazało moim wrogiem są powtórzenia, których muszę się wystrzegać. Jest to strasznie trudne, ale dzielnie z tym walczę. Mam nadzieje, że jest widać to w tej notce.
Następny rozdział dodam wydaje mi się koło soboty, niedzieli. 


piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział II

   Przypadek, który zawładnął moim życiem całkowicie odmienił mój dotychczasowy sposób bycia i myślenia. Cały optymizm, jaki w sobie posiadałam zniknął w mgnieniu oka. Moje życie legło w gruzach. Nagle dochodzi do mnie informacja, że mogę mieć bliźniaczą siostrę. Pytanie - i co teraz? Jak się zachować? Jak żyć w przekonaniu, że istnieje możliwość, że jest na tym świecie osoba podobna do mnie, z którą łączą mnie więzi? Wiedziałam jedno - muszę działaś pomimo wszystko i wszystkim. Po niecałych dziesięciu minutach szybkiego marszu, stałam przed swoją posesją. Był to duży, dwupiętrowy dom z tarasem i dwoma balkonami, ogrodzony brązowym płotem. Znajdował się on na obrzeżach miasta w miejscu, gdzie panowała cisza i spokój. Dookoła budynku było mnóstwo różnorodnych krzewów i posadzonych roślin. 
   Byłam ciekawa czy rodzice wrócili już z pracy. Weszłam do domu i zdjęłam swoje buty, które rzuciłam obok szafki będąc pod wpływem zdenerwowania a płaszcz szybko powiesiłam na wieszaku.
    - Jest tutaj ktoś? - zapytałam podnosząc ton swojej wypowiedzi.
   Panowała głucha cisza. Nikt nie odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. Wnioskowałam, że nikogo nie ma. Udałam się więc na górę - do swoje pokoju, by dowiedzieć się jakiś konkretnych szczegółów odnośnie zniknięcia Sary. W tym celu weszłam na laptopa. Wpisałam w Googlach: zaginęła siedemnastoletnia Sara Boryńska. Od razu wyskoczyło mnóstwo powiązanych z tą sprawą artykułów. Weszłam w pierwszy u góry i zaczęłam czytać owy wpis na stronie miasta.

Siedemnastoletnia Sara Boryńska mieszkająca w środkowej części Polski, postanowiła przeprowadzić się na jakiś czas, z celów niewyjaśnionych do naszego miasta. Ostatnio była widziana na dworcu PKP dnia 11 września około godziny 10. Cały czas trwają pilne poszukiwania dziewczyny. Z zeznań świadków wiemy, że rozmawiała z trzema mężczyznami w kapturach. Rysopis odpowiada trzem poszukiwanym bandytom: karanym za napady, wyłudzenia i ciężkie pobicia. Rok temu opuścili więzienie i są na wolności. Czy to faktycznie byli ci mężczyźni? Co chcieli od nastolatki? Te i inne pytania policja zadaje sobie, chcąc szybko odnaleźć dziewczynę, która była sama w obcym mieście. Próbujemy również ustalić fakt, dlaczego zdecydowała się przeprowadzić właśnie tutaj.

   Czytając ten artykuł siedziałam i nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Cała sprawa wydawała się być coraz bardziej poważna i skomplikowana. Bandyci, napady, wyłudzenia, ciężkie pobicia? Co to wszystko ma znaczyć? Serce biło mi jak oszalałe a krew pulsowała w żyłach. Ekran laptopa widziałam przez łzy, które trzymałam w swych, zielonych oczach. Palce u rąk drżały niesamowicie, przez co nie byłam w stanie wykonać nawet najmniejszych ruchów. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Wytarłam szybko łzy i zbiegłam po schodach na dół. Zauważyłam mamę, która właśnie wróciła z pracy.
- Wiki, co tak wcześnie? - zapytała zatroskana mama, która jeszcze nie widziała zapłakanej twarzy swojej córki.
- Nie ważne - odpowiedziałam oburzona i spojrzałam na twarz kobiety, która stała tuż obok mnie. Była ona bardzo ładną i szczupłą osobą, mającą trzydzieści siedem lat. Mimo wieku jaki posiadała, wyglądała znacznie młodziej. Była ubrana w czarne, przylegające do ciała spodnie, które idealnie podkreśliły jej talię i niebiesko-czerwoną koszulę w kratkę. Swoje czarne, średniej długości włosy, miała spięte w tzw. koński ogon, dzięki czemu, cała jej twarzy była widoczna. Na jej ramieniu wisiała czarna torebka, w której najczęściej nosiła szkolne dokumenty: sprawdziany, klasówki, gdyż była nauczycielką j.niemieckiego w pobliskim gimnazjum i liceum.
- Co się stało ? - zapytała zmartwiona mama, widząc córkę w rozsypce. - Dlaczego płaczesz ? - zadała kolejne z pytań i liczyła, że dowie się  jakiś szczegółów.
- To może ty mi wyjaśnisz, kim jest dziewczyna o imieniu Sara? - narzuciłam pytanie ze złością i nie zamierzałam odpuszczać bez odpowiedzi. Czekałam, aż padnie odpowiedź z ust mojej mamy, która była wyraźnie zdenerwowana po usłyszeniu imienia - Sara. 
- Nic mi to nie mówi - odpowiedziała speszona kobieta, próbująca uniknąć tematu i w tym momencie rzuciła swoją torbę z dokumentami na szafkę. 
- Nie kłam! - krzyknęłam z braku sił. Domyślałam się, że rodzice będą się wypierać i z ich ust niczego konkretnego się nie dowiem. Jednak do końca łudziłam się, że będę mylić. Jednak nadzieja matką głupich - w tej sytuacji 
- O co ci chodzi? - zapytała również zdenerwowana matka, chodząc niespokojnie po korytarzu i błąkająca się wokół ścian, na których porozwieszanych było mnóstwo rodzinnych zdjęć - szczególnie z dzieciństwa mojego i Laury. 
- O co mi chodzi? - powtórzyłam ironicznie pytanie i opuściłam z bezsilności swoje ręce. - to już ty mamo, powinnaś wiedzieć o co mi chodzi - dodałam z wściekłością w swoim głosie.
- Nie mam zielonego pojęcia - próbowała wymigać się kobieta od udzielenia informacji.
- Nie udawaj! - krzyknęłam podobnie jak we wcześniejszej sytuacji, mając łzy w oczach.
- Wiki, uspokój się - starała się panować nad sytuacją, a po chwili, na pięcie odwróciła się i zmieniła pomieszczenie i udała się do kuchni. 
- Nie, nie uspokoję się! - warknęłam i poszłam za mamą do kuchni, by spojrzeć jej w prosto w oczy. Wiedziałam, że coś ukrywa, ale nie wiedziałam co - powiedz mi, kto to jest Sara, dokładniej Sara Boryńska - zaczęłam nadal wałkować jeden i ten sam temat i to samo pytanie. Poszłam bliżej kobiety, która trzymała nóż i kroiła pomidory. Najwyraźniej próbowała się czymś zająć i nie zwracać uwagi na moje słowa. 
- Kto ? - zapytała po chwili udając zdziwioną i tym samym nożem zamiast ukroić pomidora, zarysowała nożem swój palec z którego zaczęła płynąć krwi.
- Sara Boryńska - powtórzyłam imię i nazwisko dziewczyny zaginionej. - mam przeliterować ? - dodałam.
- Nie znam, żadnej dziewczyny o imieniu Sara - krzyknęła i udała się szybkim krokiem do łazienki i zamknęła na klucz swoje drzwi, ażebym przypadkiem tam nie weszła.
   Ta rana, którą sobie zrobiła uratowała ją, ale tylko na chwilę. Myślała, że wymiga się od tej rozmowy, ale nie ze mną takie numery. Zresztą, jeśli znała dobrze swoją córkę, może się tego spodziewać. Od matki sie niczego nie dowiedziałam - tak jak przypuszczałam. Postanowiłam więc, poczekać z dalszą rozmową i pytaniami, gdy pojawi się tata w domu. Byłam ciekawa jak tym razem będą się wypierać, że nie mają pojęcia o istnieniu Sary. 
  Pobiegłam wkurzona do pokoju, chwyciłam w dłoń telefon, wybiegłam z domu i trzasnęłam za sobą drzwiamiUmówiłam się z Patrycją w parku, by opowiedzieć jej o wszystkim. Szłam szybkim tempem, założyłam na uszy słuchawki i chciałam jakoś się uspokoić. Włączyłam pierwszą lepszą piosenkę a jej słowa dudniły w moich uszach.
Już teraz wiem, że dni są tylko po to, 
By do Ciebie wracać każdą nocą złotą, 
Nie znam słów, co mają jakiś inny sens, 
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem: 
Być tam, zawsze tam, gdzie Ty. 
  Swój wzrok skierowałam w dół, a swoją twarz przyciągnęłam do brody. Chwilowo się zamyśliłam i straciłam kontakt z rzeczywistością. Nagle poczułam, że na kogoś wpadłam. Podniosłam swoją twarz i oczy ku górze, Był to mężczyzna bardzo zbudowany, mający na sobie czarną czapkę z daszkiem, czarną skórkową kurtkę i jasne jeansy. Jego bujne brązowe włosy delikatnie opadały na czoło, a owalna twarz gdzieniegdzie pokryta była rudymi piegami.
- Sorry, nie chciałam - zdołałam wydusić z siebie zaledwie trzy słowa i spojrzałam niepewnie na mężczyznę, którego się przeraziłam.
- Jakie sorry - odpowiedział z wściekłością i niechęcią - następnym razem, uważaj! 
   Postanowiłam już więcej się do tego mężczyzny nie odzywać i udałam się w stronę parku. Po kilku minutach dotarłam do miejsca docelowego i usiadłam na jednej z ławek. Czekam jeszcze kilka minut na Patrycję. 


- Hej Wiki - powiedziała zadowolona dziewczyna  i przytuliła mnie do siebie na przywitanie.
- No cześć kochana - odpowiedziałam swoim delikatnym głosem i wtuliłam się w jej smukłą sylwetkę i po raz pierwszy w tym dniu, poczułam, że ktoś jest ze mną.
- No więc nawijaj, czego się jeszcze dowiedziałaś - rozpoczęła temat Patrycja, której również zależało na rozwikłaniu zagadki.
- Aj, daj spokój Pati - powiedziałam załamana. - niczego konkretnego się nie dowiedziałam - dodałam do swojej wypowiedzi i spojrzałam na twarz Patrycji.
- Ale rozmawiałaś z rodzicami? - zapytała Patrycja, która siedziała obok mnie na ławce.
- Gadałam z mamą, ale wypiera się, że nie zna żadnej Sary - powiedziałam kręcąc z bezsilności głową na boki. - ale widziałam jej zdenerwowanie, jak usłyszała imię Sara - dodałam.
- Czyli ma coś na sumieniu - wywnioskowała.
- No najwyraźniej tak - odpowiedziałam. - jeszcze jak powiedziałam Sara Boryńska, to aż sobie zraniła palec nożem - dopowiedziałam wkurzona.
- To wszystko jest strasznie dziwne - rzuciła Patrycja.
- No dokładnie - odpowiedziałam na wcześniejsze słowa swojej przyjaciółki z którymi całkowicie się zgadzałam. - jeszcze przeczytałam w necie, że przeprowadziła się do naszego miasta, ale nie wiadomo z jakich powodów - powiedziałam i swój wzrok na chwilę skierowałam na matkę z dzieckiem, bawiącą się w parku.
- Może cię szukała ? - rzuciła od razu pierwszą myśl po tym jak usłyszała to, co jej przed sekundą przekazałam,
- Nie wydaje mi się - powiedziałam od razu wykluczając tę opcję. - to niemożliwe - dodałam.
- To ja już sama nie wiem - powiedziała również zniesmaczona całą sprawą Patrycja.
- Jeszcze pisali, że prawdopodobnie widziano ją jakimiś bandytami - powiedziałam i upuściłam swoją głowę w dół, załamując się całą sytuacją i jej przebiegiem.
- Z jakimi bandytami? - powiedziała zdziwiona dziewczyna.
- No nie wiem - odpowiedziałam mając łzy w oczach.
- Nie możesz we wszystko wierzyć. co piszą w necie - powiedziała racjonalnie Patrycja.
- Może i masz racje - rzekłam.
- Będzie dobrze - starała się pocieszyć mnie Patrycja, która zaraz potem przytuliła mnie do siebie, dodając otuchy i wsparcia, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałam.
- Muszę odnaleźć tę dziewczynę, choćby nie wiem co - powiedziałam zdeterminowana.
- A ja Ci w tym pomogę - dodała przyjaciółka.
- Dziękuje ci, że jesteś - powiedziałam w kierunku Patrycji.
- Nie masz za co dziękować - odpowiedziała na moje słowa dziewczyna i dodała - zawsze będę.
- Nie sztuką jest znaleźć taką przyjaciółkę, która zawsze pomoże - dodałam i pomimo całego 
załamania, jakie przechodziłam delikatnie ukazał się uśmiech na mojej twarzy.
- Pogadaj teraz z rodzicami, ale żeby byli razem - powiedziała dając mi wskazówkę Patrycja.
- Tak zrobię - przystałam na tej propozycji - Patka, lecę bo zaraz tata wróci z pracy- rzekłam.
- Okej - odpowiedziała dziewczyna.
- Dzięki, jeszcze raz za wszystko - spojrzałam na Patrycję i wtuliłam się do niej mocno - na pożegnanie.
- Wiki, a będziesz już w szkole? - zapytała zmartwiona dziewczyna.
- Wydaje mi się, że nie - opowiedziałam na zapodane przez nią pytanie idąc już powoli w kierunku domu. - wymyśl coś, nie wiem, że jestem chora - dopowiedziałam odwracając się w stronę Patrycji.
- Okej - zgodziła się dziewczyna, która po chwili poszła w kierunku swojego domu.
   Martwiłam się jak dotrzeć do rodziców, aby dowiedzieć się prawdy. Aby całą sprawę pchnąć do przodu. Bałam się o Sarę. Cały czas dochodziła do mnie myśl, że może być w rękach tych bandytów. To był czarny scenariusz, którego nie chciałam do siebie dopuszczać. Coraz bardziej wierzyłam w fakt, że to rzeczywiście może być moja siostra. Dowody były znaczące dla sprawy, miałam ich wystarczająco. Nie wierzyłam w żaden zbieg okoliczności.
   Po niecałych pięciu minutach byłam już przed swoją posesją. Widziałam samochód taty zaparkowany przed domem, więc to świadczyło o tym, że jest już w domu. Otworzyłam furtkę i szłam szybkim krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Nagle usłyszałam krzyki i głośną rozmowę, przystanęłam. Podchodziłam stopniowo bardzo wolnymi krokami w stronę okna, które było delikatnie uchylone. Przysłuchiwałam się kłótni rodziców, będąc skulona pod oknem.
- Wypytywała mnie o Sarę - krzyknęła kobieta.
- Żartujesz? - powiedział wyraźnie zaskoczona mężczyzna.
- Czy ja wyglądam, na osobę która w tym momencie żartuje? - rzuciła ze złością.
- Co jej powiedziałaś? - zadał konkretne pytanie mężczyzna stojący obok swojej żony.
- No co miałam powiedzieć? - rzekła zdenerwowana
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że powiedziałaś jej o wszystkim? - powiedział mężczyzna, mający nadzieje, że ich tajemnica się nie wydała.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała podnosząc ton głosu.
- Skąd ona wie, o jej istnieniu? - zapytał wyraźnie zaciekawiony. - może coś jej wspominałaś? 
- Zwariowałeś już do reszty- naskoczyła na mężczyznę będąc pod wpływem emocji.
- A wiesz w ogóle, co się teraz z nią dzieje? - narzucił pytanie mężczyzna martwiący się o dziewczynę.
- Nie mam pojęcia - swój wzrok przez chwilę skierowała na podłogę i spoglądała na nią przez chwilę - mogliśmy adoptować je obie...
- Ale wiesz, że nasza sytuacja na to nie pozwalała - podszedł do swojej żony i czule ją objął.
- Głupio zrobiłyśmy wybierając jedną z nich, przecież to siostry - krzyknęła pełna złości, ale mimo wszystko chciała poczuć bliskość twojego małżonka.
   Cały czas skulona słuchałam z niedowierzaniem zdań, jakimi się wymieniają. Byłam wstrząśnięta tym, co usłyszałam. Moje obawy jakie miałam potwierdziły się. A ja głupia miałam złudną nadzieje i łudziłam się, że może to być jakaś chora pomyłka. Teraz miałam pewność, że to była prawda. Sara była moją biologiczną siostrą. Ja byłam adoptowana? Osoby które uważałam za swoich rodziców, tak naprawdę nimi nie są? To nie są moi rodzice? Moje życie całkowicie runęło! Wiedziałam, że od tej chwili, wszystko się zmieni. Zdenerwowana po usłyszeniu prawdy, szybkim krokiem weszłam do domu i stanęłam naprzeciw "rodziców", a tym samym ich kłótnia znalazła finisz. 
- Co to do cholery ma znaczyć? - rzuciłam zdenerwowana w ich kierunku.
- Córeczko, spokojnie - odpowiedział mężczyzna, którego uważałam za ojca. 
- Nie mów do mnie córeczko ! - krzyknęłam - nie jestem twoją córką - dodałam po chwili.
- Zawsze traktowaliśmy ciebie jak córkę - dodała kobieta, z której oczy zaczęły płynąć łzy.
- Nie jestem waszą córką! - warknęłam.
- Jesteś dla nas najważniejsza, tak samo jak i Laura - powiedziała chcąc zapanować nad sytuacją kobieta, która żałowała, że ukrywała ten fakt przed swoją najstarszą córką.
- Oszukiwaliście mnie przez siedemnaście lat - krzyknęłam, a z moich oczu wylewał się strumień łez.
- Uważaliśmy, że tak będzie lepiej - rzekła matka. - zamierzaliśmy ci powiedzieć po osiemnastce.
- To byłaby najgorsza osiemnastka jaka mogłaby mnie w życiu spotkać. zakryłam swoją twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Nie miałam już na nic sił. To wszystko całkowicie mnie przybiło. Stałam pod ścianą, czułam się upokorzona i oszukana i to jeszcze przez najbliższe dla mnie osoby.
- Czyli Laurę też adoptowaliście? -  narzuciłam po chwili milczenia pytanie i spojrzałam przez łzy na osoby, które stały jak wryte obok okna.
- Nie! - powiedziała podnosząc ton głosu.
- Ona jest naszą biologiczną córką - dodał dla ścisłości mężczyzna.
- Zawsze czułam, że bardziej kochacie Laurę - warknęłam oburzona. - teraz już wiem dlaczego.
Po ostatnio wypowiedzianych słowach biegłam do swojego pokoju. Ułożyłam się na łóżku i zakryłam twarz poduszką. Do moich oczu napływały miliony kropel łez, które stopniowo spływały po rozgrzanych policzkach. 
   Byłam załamana. Całą moją stabilizację w życiu szlak trafił! Dlaczego oni mi to zrobili? Co się teraz dzieje z Sarą? Może przyjechała po to, by mnie poznać? Uważałam ich za wzór, za autorytet, a oni przez kilkanaście lat mnie perfidnie okłamywali. Chciałam tak jak matka - być nauczycielką j. niemieckiego. Zawsze myślałam, że po niej odziedziczyłam ten talent i miłość do nauczania i dzieci. Teraz wiem, że się myliłam. Sama sobie to wypracowałam, sama doszłam do tego, by wiedzieć kim chce być. Ona mi w tym nie pomogła. Zawsze mi powtarzali i od małego wpajali, że szczerość i prawda w życiu są najważniejsze. Uczyli zasad, a sami je łamali. Przez kilkanaście lat mnie perfidnie okłamywali i jeszcze mieli czelność mówić mi o szczerości i prawdomówności. 
   Chciałam już nie patrzeć na tych ludzi, na ich zakłamane twarze. Do osiemnastki został mi jedynie miesiąc i kilka dni. Musiałam obmyślić plan, jak to wszystko ze sobą pogodzić. Wystarczył jeden, głupi dzień, żebym straciła wszystko co miałam. Straciłam rodzinę - najcenniejszą wartość.
   Do mojego pokoju rozległo się ciche pukanie. Nie miałam ochoty teraz z nimi rozmawiać, chciałam jedynie świętego spokoju. Czy w tamtej chwili naprawdę dużo wymagałam?
Nagle wolnym krokiem do mojego pokoju weszła osoba, którą uważałam przez siedemnaście lat za matkę. 
- Wiktoria, porozmawiajmy na spokojnie - powiedziała delikatnym głosem.
- Porozmawiajmy? - zapytałam zdziwiona. Podniosłam swoją głowę z poduszki i spojrzałam na kobietę stojącą przy drzwiach. - Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - zapytałam.
- Wiktoria...
- Nie usłyszałam nawet ani jednego słowa przepraszam! - rzuciłam z wyrzutem
- Przepraszam - usłyszałam z ust skruszonej przyszywanej matki.
- Nie chce żadnych przeprosin - naskoczyłam od razu na kobietę, która miała w oczach łzy. - cały czas kłamałaś, oszukiwałaś. Daję sobie rękę uciąć, że te przeprosiny też są nieszczere i fałszywe - dopowiedziałam i położyłam głowę ponownie na mokrą poduszkę. 
- Wiem, że źle zrobiliśmy - powiedziała i po chwili podeszła do łóżka i zaczęła gładzić moją głowę.
- Super, cieszę się niezmiernie - warknęłam załamana - to wszystko wasza wina - zarzuciłam i nawet nie zerkając na "mamę" odsunęłam się w stronę ściany.
- Wybaczysz nam? - w oczach kobiety pojawiła się iskierka nadziei.
- Nie chce was znać, wystarczy? - rzuciłam wyprowadzona całkowicie z równowagi - idź ode mnie! - krzyknęłam. Kobieta zaraz po usłyszanych słowach w płaczu opuściła pomieszczenie. 
Po pewnej chwili dotarło do mnie, że źle postąpiłam. Zawsze powtarzałam sobie, że nie pozwolę aby moja mama płakała, aby ktokolwiek ją skrzywdził. W tym momencie, ona płakała przeze mnie, z mojej winy. Widząc spływające kropelki łez po policzkach mojej "mamy" poczułam straszny ciężar na sercu. Mogłam zachować złości i niepotrzebne docinki w sobie. Ale to wszystko, już  się stało i się nie odstanie. Mogłam tylko przeprosić i wykazać skruchę, ale nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa po tym wszystkim co mi zrobili. 
__________________________________________
Tym oto sposobem, powstał rozdział numer dwa. 
Mam nadzieje, że Wam się spodoba i będziecie zadowoleni! 
Czekam na komentarze i cenne wskazówki ! 
Kolejny rozdział powinien pojawić się w następnym tygodniu.
Trzymajcie się. Buziaczki :*