poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział III

    Te wszystkie dni skłoniły mnie do refleksji nad sobą samą, otaczającym mnie światem i ludźmi. Zaczęłam tak bardzo doceniać to co prawdziwe i szczere, ustabilizowane i poukładane. Wiedziałam, że teraz tak łatwo nie zaufam ludziom i tak szybko nie obdarzę ich mianem przyjaciela. Życie jak widać potrafi pisać różne scenariusze, niekiedy nawet takie, które nie przeszłyby nam przez myśl.
Prawdziwa stabilizacja i szczera więź - czułam, że to co uważałam za najcenniejsze - straciłam. W sercu przepełniał mnie smutek, żal i rozpacz. Tak wiem to przecież oni, przygarnęli mnie pod swój dach, otoczyli opieką, miłością i wychowali. Naprawdę doceniam to, ile dla mnie zrobili i poświęcili. Ale to również oni, okłamywali i oszukiwali przez tyle lat. Nie jest rzeczą prostą zaakceptowanie takiego faktu czy chociażby wymazanie z życiorysu. 
Czyż nie prościej byłoby spokojnie i szczerze porozmawiać? Wyjaśnić całą sprawę z przeszłości i powiedzieć mi o istnieniu mojej bliźniaczej siostry? Dziś, nie doszłoby do jej zniknięcia i wspólnej rodzinnej tragedii. Co ona teraz przeżywa? Przez co przechodzi? Lęk, strach i niepewność przed każdym dniem. Co się z nią teraz dzieje? Gdzie jest? Dręczyły mnie pytania, na które nie byłam w stanie sobie odpowiedzieć. To było najgorsze. Ubolewałam, że nie mogę jej pomóc. 
   Nastał kolejny październikowy dzień. Pogoda tego dnia była pochmurna i mglista. Otworzyłam okno, by wpadło do pokoju trochę rześkiego powietrza. Byłam strasznie niewyspana. Spałam zaledwie cztery godziny. Cała noc minęła na rozmyślaniu jak rozwiązać całą sytuację.
   Pomimo, że zapewniałam Patrycję, że dziś nie pojawię się w szkole, postanowiłam jednak pójść. Nie miałam ochoty nigdzie się szwędzać i to jeszcze w taką beznadziejną pogodę. A pozostać w domu? To nie możliwe, matka zaraz by mnie wyganiała i kazała iść do szkoły. Wolałam już iść dla świętego spokoju. Zawsze w gronie znajomych jakoś czas szybciej płynie. Nie wiedziałam jednak, czy dobrze robię, że idę do szkoły. Byłam nieprzygotowana tego dnia. Nie zainteresowałam się nawet zaległościami ze wczorajszego dnia, których na pewno było mnóstwo. No tak wczoraj czwartek, czyli dwa polskie. Wiedziałam, że dużo straciłam, ale nie zamierzałam płakać z tego powodu. Zawsze polskiego nie lubiłam i do tego jeszcze to babsko. Postanowiłam olać wszystko i iść na spontana. Liczyłam na fart i szczęście, że nikt mnie nie zapyta, ani nikt nie będzie wymagał przeczytania mojej pracy domowej. Nie zamierzałam spowiadać się nauczycielom z moich problemów i kłopotów jakie w tym czasie miałam. 
   Podeszłam do szafki z ubraniami, wyciągnęłam z niej jasne, obcisłe jeansy i biało-czarną bluzkę w paski. Wzięłam potrzebne rzeczy i udałam się z nimi do łazienki. Przemyłam twarz i umyłam zęby. Ubrałam się w te rzeczy, które ze sobą wzięłam. Gdy byłam już gotowa, zrobiłam sobie jeszcze szybki makijaż i rozczesałam swoje, długie czarne włosy. Wszystko poszło w miarę sprawnie. Wyszłam z łazienki, spakowałam jeszcze szybko kilka zeszytów i książek, chwyciłam w biegu torebkę i zbiegłam po schodach na dół. Nie chciałam nic jeść, ponieważ nie miałam akurat tego ranka apetytu. Nałożyłam na siebie granatową kurtkę z kapturem, beżowy komin i nałożyłam na nogi czarne kozaki. Będąc już całkowicie gotowa, wyszłam na autobus. Szłam na przystanek niecałe pięć minut. Po chwili przyjechał autobus, w którym wyjątkowo było mało ludzi. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, a swój wzrok skierowałam na szybę. Chciałam się jakoś rozbudzić i włączyłam sobie przez słuchawki muzykę. Pierwsza lepsza piosenka - Ed Sheeran - Thinking Out Loud. Słowa tej piosenki rozbrzmiewały w moich uszach :

So honey now
Take me into your loving arms
Kiss me under the light of a thousand stars
Place your head on my beating heart
I'm thinking out loud
Maybe we found love right where we are

   Po niecałych dziesięciu minutach byłam już na miejscu docelowym, gdzie kończyła się moja podróż. Był to dworzec PKS. Zdjęłam z uszu słuchawki, które włożyłam do kieszonki i wysiadłam z autobusu, idąc w kierunku szkoły. Szłam przez wiadukt, obok pobliskich sklepów i budynków mieszkalnych. W końcu po niecałych piętnastu minutach byłam w szkole. Udałam się jeszcze do szatni, aby zmienić obuwie. Zdjęłam swoje kozaki na białe trampki. Kurtę powiesiłam na wieszaku i poszłam w kierunku klasy, w której miałam mieć pierwszą godzinę lekcyjną. Nieszczęsna lata 18 i polski z moją wychowawczynią. To była kobieta, której tak bardzo nie lubiłam. Zresztą jej się nie dało lubić. Cały czas odkąd pamiętam była osobą oschłą, surową i zimną. Uśmiech na jej twarzy? To rzecz niemożliwa. Cały czas była ponura i poważna. Chciałam unikać jak tylko możliwe rozmów z nią i wszelkich nieporozumień. Uczeń, gdy staje z nią na polu bitwy, najczęściej ponosi porażkę. Zdarza się, że jest strasznie chamska. Ale przecież, nie muszę każdego nauczyciela lubić.
Udałam się po schodach na drugie piętro. Pod osiemnastką siedziała Majka. Była to dziewczyna bardzo sympatyczna, życzliwa i pomocna. Zawsze czuć było od niej dobro i ciepło. Jest osobą dość niską i bardzo szczupłą. Zawsze dużą osobą przywracała do swojego wyglądu. Blondynka o nieskazitelnej cerze i pięknych, niebieskich, wyrazistych oczach.
- Hej Wikusia - na powitanie wstała i przytuliła mnie w swoje smukłe, dziewczęce ciało.
- Hej - odpowiedział i delikatnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam by ktokolwiek w szkole wiedział o moich problemach oprócz Patrycji. Postanowiłam udawać, że wszystko jest okej.
- Umiesz na sprawdzian? - rzuciła dziewczyna, która co chwilka zerkała w zeszyt, powtarzając materiał z ostatnich dwóch lekcji.
- Jaki sprawdzian? - zdziwiłam się po usłyszeniu słowa "sprawdzian". Zerknęłam do jej zeszytu i zauważyłam mnóstwo nowych rzeczy o których nie miałam zielonego pojęcia.
- No z ostatnich lekcji - wytłumaczyła i przekartkowała swój zeszyt, pokazując dokładnie z czego to ma być.
- Nic nie umiem - powiedziałam zawiedziona. Zresztą choćbym wiedziała, jestem przekonana, że nie przygotowałabym się należycie do tej pracy pisemnej. Nie miałabym na to głowy. Szczerze liczyłam, że może Patrycja będzie coś umiała i mi pomoże zaliczyć chociaż na jakąś dwóje.
- Zawsze coś napiszesz - pocieszała mnie Maja.
- Jestem zielona - powiedziałam w kierunku dziewczyny, a moją uwagę przykuła jasno-zielona ściana - ooo taka zielona - wskazałam na zieloną ścianę, która była przed nami.
   W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję, a cała klasa zaczęła się powoli schodzić pod osiemnastkę. Oczywiście szanowna pani Posoborowa zaraz po usłyszeniu dzwonka nie mogła postąpić inaczej, aniżeli wyjść z pokoju nauczycielskiego. Nie mogła spóźnić się pięciu minut. Minuta to i tak dużo, jak to kiedyś określiła. Z niechęcią spoglądałam na tę kobietę, która zmierzała w moim kierunku. Podeszła do drzwi i je otworzyła, wpuszczając wszystkich do środka. Zajęłam swoje ukochane miejsce, w środkowym rzędzie i ostatniej ławce, by być jak najdalej tej kobiety. Nagle do klasy wparowała Patrycja, która się spóźniła chwilkę i wyraźnie ucieszyła się widząc mnie siedzącą w klasie.
- ooo, co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona moją obecnością dziewczyna, która właśnie siadała obok mnie na krześle.
- Oto jestem - szepnęłam do ucha Patrycji.
- To git majonez - puściła w moim kierunku swoje niebieskie oczko i wyciągnęła z torby zeszyt i książkę od j. polskiego.
- Ale jestem nie do życia - rzekłam i położyłam swoją torbę na kolanie, chcąc wyjąć polski. Niestety w mojej torbie nie znajdowała się ani książka ani zeszyt. Wiedziałam, że jak Posoborowa się skapnie, będzie nieciekawie.
- Kuźwa, zapomniałam wszystkiego - przygryzłam dolną wargę i oczekiwałam na odpowiedź swojej koleżanki .
- Fiu fiu - zaśmiała się i poklepała mnie zabawnie po ramieniu - nic nie nie mar...- nagle jej wypowiedź, przerwała profesorka.
- Masz coś nam do powiedzenia Patrycja i twoja leniwa koleżanka? - padły z ust nauczycielki owe słowa. Spojrzałam zdziwiona na Patrycję, która wyraźnie nie wiedziała co ma powiedzieć. Ja byłam przyzwyczajona do jej docinków, które mnie zawsze spotykały.
- Przepraszam za Patrycję - wstałam z krzesła i spojrzałam na początku na najstarszą osobę w tej klasie, a za chwilkę swój wzrok przekierowałam na Patrycje, że już nic więcej nie musi mówić. - a ja łaskawie chcę panią poinformować, że nie jestem leniwa - dorzuciłam do wcześniejszych słów. Niekiedy te jej docinki, strasznie mnie wkurzały i wyprowadzały z równowagi. Wiedziałam, że ona jest nauczycielką i że nie mogę sobie pozwolić na szczerą opinię, musiałam się hamować, ale przecież ona, też musi uważać na to co mówi.
- Nie jesteś leniwa? - powtórzyła słowa które ja wcześniej powiedziałam - a jaka może ambitna? - rzuciła z ironią.
- Może i nie jestem kujonkom ale się staram - w tej chwili podniosłam ton swojej wypowiedzi.
- Wiki, siadaj - szepnęła Patrycja. Chciała, żebym uniknęła starcia z Posoborową.
- Starania sobie wymyśliła - popatrzyła na mnie z pogardą i tę niechęć też słyszałam w jej głosie.
- Coś jeszcze? - uderzyłam ręką o ławkę ze zdenerwowania. Akurat po wczorajszym dniu, łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. - ja też mogłabym dużo powiedzieć na pani temat - dorzuciłam bez jakiegokolwiek zastanowienia.
- Do dyrektora proszę! - krzyknęła i podeszła w moim kierunku.
- Ale pani profesor - powiedziałam delikatnym głosem, chcąc się wywinąć się z tej sytuacji, by nie zawitać w gabinecie u dyrektora.
- Nie dyskutuj - narzuciła nauczycielka - wstawaj!
- Już, już - z niechęcią wstałam i wyszłam wraz z nauczycielką z klasy. Przez cały czas, nie odzywałam się do niej, ani też nie spoglądałam na jej twarz. Swój wzrok skierowałam na podłogę. Tak bardzo nie chciałam iść do dyrektora. To był mój pierwszy raz. Zawsze trzymałam swoje emocje w sobie.
- Dzień dobry - przywitała się nauczycielka z dyrektorem - przyprowadzam do pana uczennicę, która nie ma do mnie szacunku - starała się uzasadnić swoją wizytę z uczennicą.
- Ale jak to Wiktoria? - zdziwił sie wyraźnie, tym co powiedziała kobieta na mój temat.
- Tak, Wiktoria - odpowiedziała.
- Jak pani to uzasadni? - starał się wyjaśnić całą sprawę dyrektor, który cały czas nie mógł uwierzyć w to, co nauczycielka zarzuca swojej uczennicy. Tym bardziej, że z Wiktorią nigdy nie było żadnych kłopotów.
- Uderza z całej siły ręką o ławkę, zadaje mi ironiczne pytania, nie nosi książek i zeszytów, rozmawia z koleżanką podczas gdy ja prowadzę lekcję, odnosi się wulgarnie.. - zaczęła wymieniać.
- Ale to nie prawda! - powiedziałam oburzona, słuchając bredni których wygaduje na mój temat, chcąc mnie upokorzyć.
- Wymyśliłam to sobie? - podniosła znacząco ton głosu kobieta.
- Tak, właśnie tak - rzekłam ze wściekłością i mimo wszystko starałam się uspokoić, by dyrektor nie wierzył tej kobiecie.
- W ten sposób niczego się nie dowiem - przerwał sprzeczkę obu pań dyrektor.
- Niech już pani idzie na lekcje - narzucił kobiecie zadanie - A ty Wiktoria zostań jeszcze ze mną.
- Dobrze, idę już - odrzekła i wyszła z gabinetu dyrektora nauczycielka języka polskiego.
- Wiktoria, możesz mi to wszystko wytłumaczyć - siedzący mężczyzna przy swoim biurku spojrzał w moim kierunku i oczekiwał na odpowiedź.
- O nic panie dyrektorze nie chodzi - starałam się wytłumaczyć. - pani Posoborowa się na mnie uwzięła - zarzuciłam.
- To jest niemożliwe - wykluczył moje słowa mężczyzna.
- Nikt mi w tej szkole nie wierzy - powiedziałam załamana i w tej chwili miałam już wszystkiego dość. Wybiegłam z gabinetu dyrektora i postanowiłam nie wracać już na dalsze lekcje, ale jechać do domu. Udałam się do szatni, zmieniłam buty na kozaki i wybiegłam ze szkoły. Szłam szybkim krokiem w kierunku dworca PKS. Do następnego busa zostało mi dwadzieścia minut. Przechodziłam obok mnóstwo sklepów: meblowych, odzieżowych i spożywczych. Po niecałych dziesięciu minutach byłam już na dworcu, gdzie stało dużo różnych busów. Po chwili podjechał również i mój, którym miałam jechać. Była godzina przed dziewiątą - tak wcześnie, jeszcze nigdy nie kończyłam. Wsiadłam do busa i po niecałych piętnastu minutach jazdy wysiadłam pod domem.
   Była godzina po dziewiątej, więc nikogo w domu nie było. Siostra w swojej szkole, mama i tata w pracy, więc free time i wolna chata. Nie miałam jakoś szczególnie ochoty na muzykę i tańce. Nie wiedziałam co będę robić w domu i jak spędzę ten wolny czas. Wyjęłam kluczę z torebki i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, zdjęłam buty i płaszcz, który zarzuciłam na wieszak. Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z jej łyżeczkę. Siadłam przy stole i zaczęłam jeść moje śniadanie. Po kilku chwilach podeszłam do szafki i chciałam wywalić kubek. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Byłam pewna, że to listonosz. Kubek odłożyłam ponownie na stół i otworzyłam drzwi. Od razu ktoś zasłonił mi oczy i zaciągnął mnie po schodach do góry. Było ich dwóch, obydwaj zamaskowani. Jeden z nich przycisnął mnie do ściany.
- Druga siostrzyczka - powiedział pełny radości zadowolenia mężczyzna trzymający mnie przy ścianie.
- Weź mnie puść! - krzyknęłam nie wiedząc co robić. Broniłam się i wierciłam na wszystkie możliwe strony, lecz byłam bezsilna byłam sama a ich było dwóch. Do moich oczu napłynęły łzy, które co chwila spływały po rozgrzanych policzkach.
 - Grzeczniej dziewczynko - wypowiedział drugi z nich, który podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz z całej siły.
- Czego ode mnie chcecie - zdołałam wydusić z siebie i spojrzałam przerażona na dwóch typków, których twarzy nie widziałam jedynie tylko posturę.
- Masz odwołać policje - zażądał.
- No ale... - przerwałam.
- Nie ma żadnego ale - wyrzucił z siebie ze złością i drugi raz zostałam uderzona w twarz.
- Okej - rzekłam bez zastanowienia, chcąc się jak najszybciej uwolnić od tych dwóch, będąc przyciśnięta do ściany.
- Pamiętaj - pogroził palcem mężczyzna - wiemy gdzie mieszkasz - dodał drugi z nich.
- Gdzie jest Sara? - narzuciłam pytanie.
- Milcz malutka - zatkał moją smukłą twarz swoją silną dłonią która była w czarnej, skórzanej rękawicy i mocno ścisnął. Brakowało mi w tamtej chwili powietrza. Oddychało mi się strasznie ciężko. Myślałam, że umrę. Nigdy nie byłam tak przestraszona. Próbowałam się jakoś bronić i tak bardzo potrzebowałam chociaż odrobiny powietrza. Jedną rękę próbowałam odepchnąć jego dłoń. Byłam roztrzęsiona i sparaliżowana ich obecnością w moim domu. Yyymhh próbowałam wydusić coś będąc przyciśnięta jego dłonią.
- Dobra puść ją - zaproponował. Ten drugi puścił rękę z mojej twarzy i ust. Nareszcie poczułam przepływ powietrza, którego w tamtej chwili tak bardzo mi brakowało.
- Pamiętaj o czym rozmawialiśmy - pogroził podnosząc ton głosu mężczyzna. W tamtej chwili nic nie odpowiedziałam a łzy zaczęły spływać z moich oczu. Mężczyźni zbiegli szybko ze schodów i trzasnęli za sobą drzwi. Dotknęłam delikatnie swojej twarzy, która była strasznie obolała. Przez firankę zdołałam jeszcze zauważyć czarne BMW z przyciemnianymi szybami, był to samochód którym przyjechali. Pobiegłam szybko do łazienki, zmoczyłam ręcznik i delikatnie przyłożyłam zimną wodą miejsca, które tak bardzo mnie bolały. Zleciałam szybko na dół i zamknęłam drzwi na klucz - na wypadek, gdyby chcieli wrócić.
   To byli oni. To byli ci bandyci, o których była mowa w internecie. Skąd wiedzieli, że ja tutaj mieszkam? Teraz nie będę miała życia. Mają mój adres, mają mnie w garści. Było ich dwóch. Pytanie - a gdzie ten trzeci? A co jeśli będą mnie gnębić i prześladować? Może to Sara im powiedziała, bo ją szantażowali? Tak bardzo się boję, że wrócą.


____________________________________________
I mamy już, rozdział trzeci. 
Dziękuje Wam, za cenne rady i komentarze. Proszę o jeszcze więcej!
Nie jest ich dużo, ale naprawdę doceniam to, że piszecie swoje myśli i odczucia. To naprawdę dużo mi daje i przynajmniej wiem, dla kogo pisze.
Jak się okazało moim wrogiem są powtórzenia, których muszę się wystrzegać. Jest to strasznie trudne, ale dzielnie z tym walczę. Mam nadzieje, że jest widać to w tej notce.
Następny rozdział dodam wydaje mi się koło soboty, niedzieli. 


5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie za szybko wstawiasz rozdziały, nie wyrabiam się xD
    Czytania dużo, więc skomentuję trochę ogólnikowo.
    Jak widzę naprawiłaś prawie wszystkie błędy, jakie Ci wytknęłam. Bardzo mnie to cieszy. Jeszcze jedna sprawa – dialogi również zaczyna się od wciąż akapitowych :)
    Coś czułam, że rodzice Wiki będą unikać tematu. Zawsze tak jest, że rodzice lubią unikać tego typu rozmów, bo są dla nich zwyczajnie za ciężkie. Tak zwane ,,dorosłe zachowanie", które bardzo często reprezentują sobą osoby uważające się za dorosłe. Nigdy tego nie zrozumiem, bo dla mnie lepiej jest od razu stawiać sprawę jasno.
    A więc jednak Wiki jest adoptowana? Prawdę mówiąc rozważałam taką opcję, ale zastanawiałam się też nad tym, czy nie zostały czasem rozdzielone po porodzie.
    Jak dla mnie Wiktoria zbyt impulsywnie podchodzi do różnych sytuacji jak na swój wiek. Może to kwestia podejścia do życia, ale jak dla mnie siedemnaście lat zobowiązuje do tego, żeby więcej myśleć, a Wiktoria często działa bardzo pochopnie.
    Uważam za trochę zbędne cytowanie piosenki Edzia. Większość ludzi i tak ją zna, a jeśli nie, śmiało może ją sobie wygooglać. A jeśli ten fragment był potrzebny w tekście, powinnaś go (oczywiście tylko moim skromnym zdaniem) uzasadnić właściwą narracją.
    W dodatku ten sprawdzian wyszedł trochę niefair. Wiem, że nauczyciele są różni, ale SPRAWDZIAN powinno się robić z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem.
    Wiki rozegrała sytuację na lekcji do niczego. Skoro wiedziała, że może być zbyt łatwa do zdenerowowania, nie powinna iść do szkoły. Szczególnie jeśli wiedziała, że czeka ją lekcja ze znienawidzoną nauczycielką. Powinna po prostu zostać w domu. Bo z nauczycielami się raczej nie dyskutuje, takie jest życie. W dodatku ta nauczycielka... Wysyłanie uczennicy do dyrektora za coś takiego? Szlag, to u mnie połowa klasy notorycznie siedziałaby pod gabinetem dyrektorskim. W dodatku zachowanie Wiki u dyrektora nie należało to zbyt właściwych. Wiem, że było jej ciężko i nie miała już siły, ale zrobiła najgorszą z możliwych rzeczy. Już lepiej było jednym uchem wpuścić jego słowa, drugim wypuścić i dopiero wtedy uciec.
    Zakończenie ciekawe, bardzo mi się spodobało.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W pewnym sensie rozumiem Wiktorię, że ma żal do rodziców, ale nie wiem czy ja na jej miejscu bym z nimi nie próbowała szczerze porozmawiać. Kurczę nie wiem co ja bym zrobiła gdyby do mnie zaczęłoby się przywalać takie babsko, poważnie, pewnie to samo. Ta wybuchowość<3 Hm... prawdę mówiąc zazdroszcze dziewczynie tyle siły, ja bym pewnie się załamała.
    Sara przyjechła szukać Wiktorię? Kurczę, jeszcze ci bandyci!
    Powiem Ci, że podoba mi się Twój styl pisania. Mimo, że długie notki to dla mnie mogłyby się nie kończyć w ogóle. Strasznie wciągasz tym opowiadaniem:)
    A właśnie, przepraszam, że ode mnie zawsze tak późno odzew na Tw blogu, ale brak czasu i tymczasowy brak laptopa, a telefon to naprawdę męcząca sprawa jeśli o to chodzi;/
    Pozdrawiam i czekam na next:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny pomysł na opowiadanie, zapowiada się naprawdę ciekawie :) Kocham "Thinking out loud", widzę, że Wiki ma podobny gust muzyczny do mojego ;) Szczerze mówiąc, nie zazdroszczę jej sytuacji, w której się znalazła. Sama nie wiem, jak bym postąpiła, gdyby moje życia nagle wywróciło się z ten sposób do góry nogami, ale jednak jej rodzice bardzo ją kochają i to, że nie są jej biologicznymi rodzicami nie znaczy, że ich uczucie nie jest szczere. Wręcz przeciwnie, dlatego Wiktoria powinna z nimi na spokojnie porozmawiać. Fakt, jest trochę powtórzeń, niektóre zdania też nie do końca brzmią tak jak trzeba, ale to wszytko jest do wypracowania i poprawienia, nie martw się. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na prolog! :)
    http://deszczowa-wersja-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! :) Czekam na kolejne! Zapraszam na 1 rozdział opowiadania który piszę ze znajomą: http://chce-zaczac-walczyc.blogspot.com/ oraz do mnie: http://niemadrugiejokazji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowe opowiadanie :* Bohaterem m.in Kacper Piechocki
    http://milosc-i-siatkowka.blogspot.com/
    Buziaki! :)

    OdpowiedzUsuń